-I- BLOOD -I- FIRE -I- DEATH -I-
  # opowiastki
 

„Wieki średnie…”

 

Krzemień i hubkę oraz łuczywo szlachetny panie, tylko to możemy zaoferować.

Zasępił się słysząc odpowiedź handlarza. Na poorane czasem lico napłynęły chmury ciemne, zdawać by się mogło, komuś kto zerknąłby akuratnie na jego zakapturzoną, przygarbioną lekko postać i dostrzegłby twarz. Dziki błysk oczu osłabł jakoby na mgnienie oka, lecz powrócił natychmiast przy kolejnym pytaniu :

- A te pochodnie ? Wyglądają solidnie. Jak długo płoną i czy przy nawałnicy ulewnej nie zgasną ? 

- Ależ zacny panie, to wyrób najwyższej klasy – zapewniał gorliwie kupczyk wyczuwając możność utargu – nasączane są w specjalnym, palnym i gęsty oleum a też i moczone w baranim łoju przez miesiąc bez mała, zanim tu trafią .Będą Ci służyć znakomicie w każdej ciemnicy a nawet lochu wilgotnym, takowo i gdy ulewa z niebios płynie strugami tęgimi a wiatr dmie jakoby siedmiu wisielców jednocześnie dokonało żywota.

Zapewnienia wydawały się nad wyrost żarliwe, jednak nie mogły być zupełnie mylne. Żydek wiedział bowiem, że straciłby znakomitego klienta. Nikt bowiem nie kupował tak często i tak wielu ognistych precjozów w jego sklepiku od długich miesięcy.

Nogeus, bo tak kazał się tytułować kupujący ogrom akcesoriów ognistych pojawił się pierwszy raz u progu jakieś sześć dni temu. Było to szóstego dnia, szóstego miesiąca a zmierzchało już nieznacznie i dochodziła szósta godzina wieczorna przybliżając perspektywę wieczerzy.

- Wezmę więc pól tuzina, tyleż samo daj mi krzesiwa i taką ilość łuczywa ino żwawo a żywiczne ma być najakuratniej jakie tylko wygrzebiesz w pudle swoim z drzewnymi szczapami. 
Zabrzęczała sakwa przyspieszając ruchy i tak uwijającego się jak w ukropie sprzedawcy.

           Do kroćset piekielnych ord i siedmiu szafarzy chaosu !!! Zapłoń że i pozwól uczynić co nieuniknione…- klął siarczyście. Wyskubię siwą brodę kłamliwemu staruchowi !

Na drzewiec, który przebił bok skonanemu !

Skry nieśmiało przeskoczyły na suchą i miękką wyściółkę w skórzanym zawiniątku.Krzemienie znów starły się zgrzytliwie wtórując siarczystym klątwom...

Na plugawe anioły przemierzające piwniczne cele głębokiej i niezmierzonej ziemi, klnę się na ciemnego wędrowca, że trzewia przeciągnę przez całe podwórze temu łgarzowi jeśli nie wskrzeszę zrazu iskier dostatnich.
Pojawił się delikatny płomyk i przygasł natychmiast mieniąc się cieniutką strużką dymu. Rozsierdzony i klnący jął dmuchać co sił w miechach płuc w zarzewie, poskutkowało. Pierwej delikatny i słaby a po chwili pewniejszy i czerwonawo złocisty płomień ogarnął kłębek w zagłębieniu naczynia pieczołowicie osłanianego przed wiatrem. Po chwili płomienie pełgały już na drewienkach ociekających żywiczną wydzieliną. Rozradowana postać przemykała w koło placu rozsiewając ogień na poutykanych w ziemi, tworzących symetryczny wzór żagwiach. Pochodnie rozświetlały się natychmiast po zetknięciu z płonącym palikiem, mocnym i skwierczącym ogniem. Kupiec nie kłamał. Błyskały co raz bielą, pod podwianym od żaru i wiatru kapturem, zęby w szaleńczym grymasie nie opisanej radości, którą niósł ogień. Wszystkie zapłonęły po palowane w ziemi głowniami ku górze, płomienie targane wiatrem niczym włosy rudej psotnej dziewczyny podskakujące i falujące w rytm jej pląsów przeskakiwały z jednej na drugą pochodnię, rozniecając jeszcze bardziej buchające płomienie. Dało się zauważyć kształt figury ułożonej z ognia, była to gwiazda. Gwiazda pięcioramienna bodąca swymi dwoma ramionami wrota do budowli, wejście do katolickiej świątyni…

            Płonący pentagram o północy był zapowiedzią... Zapowiedzią nieuniknionego…

 

 

c.d.n.



 
Autor : Egon
Kontakt :
bfd_666@interia.pl


"WOLNY..."


Kapłan mówi: Módl się!,
wolny nie posłucha.
Kapłan mówi: Bój się!
wolny nie wysłucha.

Kapłan w czerni chodzi
Bogiem się zasłania.
Wolny, chce być sobą,
bez mózgu prania.

Być wolnym to piękne,
miłe wręcz uczucie,
i przed ołtarzem nie klęknę,
mam takie przeczucie.

Co mi teraz powiesz?,
kapłanie kudłaty,
przed krzyżem się ugniesz,
mnie spiszesz na straty?

W krzyż twój nie uwierzę,
ani w twe kazania,
wolę być jak zwierzę,
dzika, wolna łania.

Pomknę wśród dziczy
na natury spotkanie,
i twój bóg się nie liczy,
ważne jest ciupcianie.

Autor : Conan
Kontakt :
conancym@interia.pl

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 1 odwiedzający (2 wejścia) tutaj! Opracował : Egon  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja